W pierwszej części rozważaliśmy technikę języka prawnego w ujęciu Bronisława Wróblewskiego, autora rozróżnienia na język prawny i prawniczy. W tej części zajmiemy się techniką drugiej „strony monety”, czyli języka prawniczego.
Opisując język prawny, Wróblewski zwraca uwagę przede wszystkim na konieczność jego zrozumiałości. Czyni to wręcz pierwszym i nadrzędnym celem prawodawstwa – posługiwanie się takim językiem, który jest w stanie skutecznie kształtować dające się przestrzegać prawo. Język prawniczy nie „potrzebuje” już takiego limitu, ponieważ jest tworzony przez i kierowany przede wszystkim do profesjonalistów. Z racji bycia meta-językiem wobec języka prawnego jest używany przede wszystkim w kręgach prawniczych, stąd zakłada wyższy poziom kompetencji w tej dziedzinie.
Sam język prawny nie jest językiem naukowym – język prawniczy już tak. Tak więc wstrzemięźliwość ustawodawcy względem używania definicji zamiast opisów nie będzie miała tu już tak szerokiego zastosowania. Język prawniczy zdecydowanie silniej i częściej opiera się właśnie na definicjach, często zróżnicowanych. Nie cieszą się one – rzecz jasna – walorem normatywnym, który jest w stanie narzucić definicja w języku prawnym, jednak zastępują go walorem uznania. Im szersza doktrynalna zgoda co do znaczenia danego pojęcia, tym powszechniejsze i trwalsze się ono staje. Proces narzucania znaczenia w języku prawnym moglibyśmy postrzegać jako skupiony i odgórny, w języku prawniczym zaś – rozproszony i oddolny, a przynajmniej „nie-odgórny” (czysto horyzontalny).
Nic więc dziwnego, że Wróblewski zauważa, że w języku prawniczym napotkać możemy dominację przede wszystkim zdań oznajmujących kategorycznych oraz powinnościowych. Często dostrzec można również powtórzenia.
Nie sposób jednak nie być w stanie zauważyć bolączek, z jakimi mierzy się język prawniczy, często w prostej linii będących konsekwencjami jego zalet. Wydawać by się mogło, że silne oparcie się tego rejestru na definiowaniu i określaniu skutkować może jasnością i ostrością tych definicji, jednak w rzeczywistości tak nie jest. Przede wszystkim dlatego, że rzeczywistość, którą język ten chce opisać jest rzeczywistością płynną i zmienną, trudno uchwytną w sztywnych ramach zakreślonych jakąś definicją. Kłopoty z takim zamykaniem można by zresztą powiązać z klęską – czasowo paralelną wobec pracy Wróblewskiego – koncepcji logicznej reformy języka. Drugą przyczyną trudności w tym zakresie jest genetyczne obciążenie języka prawniczego przez język prawny. Jakkolwiek bowiem siła metarejestru jest niewątpliwa i w wielu sytuacjach jest on w stanie przeforsowywać własne ujęcie rzeczywistości, tak w bezpośredniej konfrontacji musi ulec i dać się poskromić przez język prawny, o tyle potężniejszy, że cieszący się walorem normatywności.
Wróblewski zauważa również pewne niuanse związane z tym, w jakim kręgu użytkowników pojawia się język prawniczy. Sędziowie częściej używać będą języka w celach argumentacyjnych (wobec stron, wyższej instancji, szeroko rozumianego audytorium…), z kolei palestra kierować się będzie celem przede wszystkim przekonania sędziego. Z tego względu język używany przez adwokata będzie mógł zawierać również komponenty potoczne, teoretyczne, jak również swoiste – wszystko to będzie pochodną podstawowego celu, jakim jest skuteczne wpłynięcie na osobę decydującą w danej sprawie. Nieco „sztywniej” – choć w gruncie rzeczy podobnie – postępować będą w tym przypadku prokuratorzy: głównie ze względu na powierzone im zadanie stania na straży prawa. Wyróżnić by można jeszcze najbardziej podstawowy z tych podrejestrów – czyli rejestr piśmiennictwa, nauki prawa, czyli tzw. doktryny. On z kolei, ze względu na mniejszą konieczność przekonywania w najbardziej pragmatycznym rozumieniu, posługiwał się będzie z zasady sformułowaniami stylu dość rzeczowego i oznajmującego. Sam w sobie język prawniczy ma spory problem z byciem nieco archaicznym i trzymaniem się formuł wyzutych już z języka powszechnego (o ile przy okazji definicji jest to zachowanie zrozumiałe, o tyle przy okazji pozostałych sformułowań – nie cieszy się już normatywnym walorem). Już zresztą na początku XX wieku we Francji upominano prawników, by z większą otwartością podchodzili do spraw języka, przynajmniej pod kątem jego zmienności.
Podsumowując rozważania w obu tych krótkich tekstach – możemy stwierdzić, że Bronisław Wróblewski zauważył w sposób pobieżny i intuicyjny rzeczywistości, które stały się podstawą rozważań prawników również w kolejnych latach. Język prawny i prawniczy posługują się swoistymi dla siebie technikami, z jednej strony ograniczanymi przez rzeczywistość, którą starają się opisać – czy to rzeczywistość świata i stosunków prawnych w nim panujących, czy to rzeczywistość prawa i języka prawnego – z drugiej strony przez wzajemne relacje z istotnymi dla siebie zjawiskami: w przypadku języka prawnego będzie to jego niezindywidualizowany odbiorca, oczekujący tekstu zrozumiałego i możliwego dzięki temu do przestrzegania; w przypadku języka prawniczego – będzie to sam język prawny. Ten z kolei również silnie inspirowany jest technikami i ideami wypływającymi z języka prawniczego, jednak – jak już wspomniano – wektor ten zdecydowanie silniej oddziałuje w relacji odgórnej. Warto jednak zauważyć, że nawet biorąc pod uwagę eksploracyjność rozważań dokonywanych przez Wróblewskiego w jego książce, nie można odmówić im pionierskości i dostrzegania perspektyw nieprzypadkowo właśnie stanowiących inspirację dla bardziej ustrukturyzowanych i konkretnych analiz.
Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021-2030.

